á
â
ă
ä
ç
č
ď
đ
é
ë
ě
í
î
ľ
ĺ
ň
ô
ő
ö
ŕ
ř
ş
š
ţ
ť
ů
ú
ű
ü
ý
ž
®
€
ß
Á
Â
Ă
Ä
Ç
Č
Ď
Đ
É
Ë
Ě
Í
Î
Ľ
Ĺ
Ň
Ô
Ő
Ö
Ŕ
Ř
Ş
Š
Ţ
Ť
Ů
Ú
Ű
Ü
Ý
Ž
©
§
µ
W dalszej części recenzji na pewno się tego dowiecie!
Milena to ikona polskiej muzyki. Każdy zna chociaż jedną z jej piosenek, chyba każdy kiedykolwiek o niej słyszał, na każdego jej twórczość wpłynęła w taki, czy inny sposób i oczywiście każdy z dostępem do internetu śledzi jej internetową karierę w social mediach. Za jej wizerunek w sieci odpowiada jednak po części ktoś inny. To dzięki Alicji Milena znajduje się na ustach wszystkich. Kobieta dba o to, aby żadne złe słowo na temat idolki wszystkich polaków (i nie tylko) nie znalazło się w internecie - pilnuje, aby jej gwiazda wciąż świeciła jak najjaśniej. Czy jednak takie nadzorowanie treści ma jakieś granice? Co zrobić, gdy utrata reputacji może stać się kluczem do ocalenia życia?
Pierwsze, co przychodzi mi do głowy, kiedy myślę o "Reputacji" Marcina Kiszeli to zdecydowanie niekonwencjonalny styl. O co chodzi? Już tłumaczę. Codziennością stało się dla nas, że narratorem w książce jest jej główny bohater, lub osoba trzecia, która zwyczajnie opowiada nam historię postaci. W "Reputacji" mamy jednak coś całkowicie innego. Jest to pewnego rodzaju zapis rozmów z osobami zamieszanymi w porwania Mileny, które przeprowadzał z nimi najprawdopodobniej autor. Brzmi ciekawie, prawda? Kwestie osoby przeprowadzającej wywiad zostały tutaj jednak całkowicie pominięte i skupiono się tylko i wyłącznie na tym, co miał do powiedzenia rozmówca (głównie jest to Alicja, ochroniarz Mileny i jej menadżer). Odrębny element stanowią rozdziały przedstawiające postać Szymona - dość specyficznego mężczyzny, który jak się okazuje jest punktem kulminacyjnym całej powieści. Próbowałam przypomnieć sobie wszystkie książki, jakie do tej pory czytałam i nie przypominam sobie niczego (jeśli chodzi oczywiście o powieści), co chociaż w najmniejszym stopniu można by porównać do "Reputacji" Marcina Kiszeli. Powiem tak - bardzo mnie to zaintrygowało. Na samym początku jednak miałam spore problemy z odnalezieniem się w tym wszystkim. Nie pasowało mi takie przedstawienie historii i szczerze mówiąc miejscami dość mocno zniechęcałam się przez to do całej książki. Z czasem jednak przestałam zwracać na to uwagę. Styl ten stał się dla mnie dość naturalny. Wydaje mi się, że moje zagubienie mogło wiązać się z tym, że całość brakuje lekkiego dopracowania. Może jakiegoś wprowadzenia, czy czegoś podobnego, aby czytelnik wiedział, z czym ma do czynienia. Taki styl też pozostawia po sobie również spory niedosyt. Zakończenia było dla mnie po prostu mało. Nie wiadomo, co stało się z bohaterami, jaką ponieśli karę, no i co z tą tytułową reputacją? Może jest to powód, aby popracować nad kontynuacją tej historii? Jeśli jednak autor postanowił całkowicie zakończyć książkę w tym przedstawionym przez siebie miejscu, myślę, że jest to kompletny niewypał.
Mi osobiście najbardziej podobały się rozdziały z perspektywy Szymona. To on wydał mi się być najbardziej intrygującą i mającą coś do powiedzenia osobą. Z wielkim zaciekawieniem śledziłam jego losy oraz poznawałam jego przeszłość. Szkoda, że autor nie poświęcił mu znacznie więcej czasu. Postać Alicji natomiast niemiłosiernie mnie denerwowała... Teraz tak sobie myślę, że może autor specjalnie przedstawił ją w taki, a nie inny sposób, bo chciał poprzez nią przedstawić wizerunek typowej, stereotypowej osoby z branży muzycznej - uczucia spychamy do kąta, liczy się tylko i wyłącznie sława. W każdym bądź razie o Alicji nie dowiadujemy się za wiele. Wiemy, że miała syna, którego straciła. Wiemy, że bardzo mocno przeżyła jego śmierć. I wiemy również, że była mocno związana z Mileną. To w zasadzie tyle. Jak dla mnie ta postać nie była do końca dopracowana. Chyba nawet mogę powiedzieć, że wszyscy bohaterowie, oprócz Szymona, nie były do końca przemyślane. Ja odbieram je jako takie puste powłoki, które są w książce, ale tak na prawdę nic nie wnoszą i nie nakłaniają czytelnika do poznania ich.
Względem "Reputacji" Marcina Kiszeli mam na prawdę mieszane uczucia. Nie była to książka zła, ciekawie mi się ją poznawało. Ma kilka zalet, które wyróżniają ją na tle innych, ale po prostu nie jest to historia, którą się zapamiętuje. To typowa pozycja na jeden wieczór - do przeczytania i zapomnienia. Szkoda, bo z pomysłu autora można by stworzyć coś na prawdę dobrego, o czym chciano by się mówić częściej. Sama nie żałuję tego, że poświęciłam czas dla tej książki, jednak jestem pewna, że gdybym miała teraz decydować, czy ją przeczytać, czy nie, na pewno bym się na nią nie zdecydowała...