á
â
ă
ä
ç
č
ď
đ
é
ë
ě
í
î
ľ
ĺ
ň
ô
ő
ö
ŕ
ř
ş
š
ţ
ť
ů
ú
ű
ü
ý
ž
®
€
ß
Á
Â
Ă
Ä
Ç
Č
Ď
Đ
É
Ë
Ě
Í
Î
Ľ
Ĺ
Ň
Ô
Ő
Ö
Ŕ
Ř
Ş
Š
Ţ
Ť
Ů
Ú
Ű
Ü
Ý
Ž
©
§
µ
Lapidarne wersy, oszczędne słowa, ciężar od którego można stracić rezon, upaść. Niektóre fragmenty brzmią dramatycznie, a nawet heroicznie, tak jakby poetka do końca stawiała na swoje dumne intuicję – pierwsza strofa wiersza Bez zasięgu brzmi tak: Przestałam podobać się sobie i słowom uciekają ode mnie chciałabym już nie być Widzimy czas rozparcelowany widmami samotności, podzielony pustką. Monotonia staje się doświadczeniem bolesnym, trudnym do zaakceptowania. Udręka przebywania w pojedynkę, w coraz bardziej zniedołężniałym czasie jest ceną jaką się płaci za długie życie. Ale czy jest coś ważniejszego, kiedy poetka niestroniąca od prostracji, piszę, że wciąż przecież: JESTEM. Droga dokądś nas wiedzie, nie wiemy kiedy urwie się ślad, zgaśnie dla nas ostatnia gwiazda, nie wzejdzie już kolejny poranek. To bezkompromisowa poezja, w żaden sposób niepróbująca traktować konieczności koncyliacyjnie. Poetka mówi wprost: pamięć boli mnie od pustki, jestem okaleczona samotnością, pogrzebałam swoich bliskich, nic już nie jest takie jak być mogło. Ostatnia strofa wiersza Godzinami to zaledwie trzy wersy: już nie wydobędę się z pustki i całe życie zatrzasnęło się za nami.
W końcu nadchodzi taki moment, od którego strach się pytać, co będzie dalej. Wydaje mi się, że bohaterka tych wierszy, tego miejsca już sięgnęła.
Bartosz Suwiński